Obejrzałem ten obraz. Żeby jednak go ocenić muszę spojrzeć na sprawy z perspektywy czasu.
Wiek temu (1982), na prywatnej projekcji obejrzałem Blade Runner w kilanaście dni po premierze. Na tamte czasy to było coś nieprawdopodobnego. Owszem, były już Gwiezdne wojny ale miałem 11 lat gdy je pochłonąłem więc to dla mnie bardziej rozrywkowy film z robocikami niż poważna produkcja SF. Powiem tak. W pewnym sensie po tej projekcji ciężko mi było wrócić do normalności. Film był tak deleko odjechany a jednocześnie bliski że każdy obrazek i muzykę odbierałem wszystkimi zmysłami. I stało się. Jest obraz o podobnym tytule z Ryanem Gosslingiem w roli głównej. Na grze aktorskiej skupić się nie chcę ale na litość, niech ktoś mi wytłumaczy fabułe, przekaz, sens tego filmu. Moja żona w połowie prawie spała. Gdyby nie okulary 3D które piły ją w nos spałaby już po 20 minutach. Można “sklecic” dowolny sekwel ale niech on się trzyma kupy i ma jakiś sens. Nie ma tam krztyny tego uczucia, aktorskiej haryzmy czy nawet zwykłego spojrzenia na dobrze zrobiony film. Ot obrazki w nieco nudnej i długiej projekcji. Macie podobne zdanie?