Pewnie trudno wam sobie wyobrazić jak ciężko jest żyć z pręgieżem choroby i świadomością zakończenia wszystkiego w każdej chwili.
Dla większości z Was znaczenie odejścia jest zazwyczaj dalekie i oderwane od codzienności. Wyobraźcie więc sobie gościa który w każdej sekundzie zastanawia się kiedy to się stanie.
Wiem już że to nie boli. Że po prostu padasz albo odchodzisz i wszystko się kończy. Mimo wszystko siedzi to w głowie od pobudki do pobudki.
Największym problemem nie jest sam fakt ale to co stanie się po. Nie ze mną bo jak pisałem wyżej kończy się szybko i prawie bezboleśnie ale z bliskimi których zostawiamy na świecie. Z ich uczuciami, czasem różnymi ale jednak emocjami.
Tak mnie naszło po ostatnich incydentach że muszę się podzielić tymi uczuciami.
Póki co żyję i czekam na kolejne święta z nadzieją i myślami że może jeszcze trochę…