Kolejny raz, z konieczności niestety mam więcej wolnego czasu, na dodatek spędzać go muszę w domu.
Powoduje to u mnie zainteresowanie tym co od lat, lub od zawsze było moją najlepszą rozrywką. Muzyka.

Odgrzewam stare kotlety z często całkowicie odmiennych rodzajów muzyki. Eksploruję “Journey”, a po chwili wracam do ulubionego Pat’a Metheny.

Żeby jednak słuchać tej muzyki w miarę przyzwoitej jakości nabyłem mały zestaw Denon’a DM-41 DAB który zastąpił mi dotychczasowy zestaw kina domowego również Denon.
Ten niewielkich rozmiarów wzmacniacz nie jest wyposażony w najnowsze udogodnienia sieciowe w postaci streamingu. Daje za to godziwe podłączenie BlueTooth pozwalając przesyłać muzykę w wielu formatach audio.

Główną jego zaletą jest jednak wyjątkowe brzmienie jak na urządzenie wydawałoby się przeznaczone “do kuchni”. Nic bardziej mylnego. Sparowany z głośnikami Denona przeznaczonymi i dedykowanymi do tego modelu wydaje się być urządzeniem wyjątkowo uniwersalnym. Dodam że głośniki sparowane są na tyle że ich wymiana na inne wymaga skorzystania z opcji w menu. Ogromy plus dla firmy.

Na tyle urządzenia znajdziemy oprócz uniwersalnych zacisków kabli głośnikowych (wraz z połączeniem bananami) dwa porty optyczne, analogowy i… I już. Mało? By może ale wystarczająco dla tych którzy nie potrzebują innego połączenia z zewnętrznymi odbiornikami. Jeśli jednak chcesz posłuchać radia za pomocą wbudowanego tunera, dostaniesz gniazdo cyfrowego sygnału DAB.

Jak to gra? Neutralnie. Przy założeniu że korzystamy z opcji “direct” z wyłączeniem wszystkich upiększaczy w postaci podbicia tonów spodziewać możemy się wyrównanego środka, lekko podbitych tonów wysokich i sporego basu.
Ten jednak w moim mniemaniu został przez sparowane głośniki nieco za bardzo uwypuklony. Potrafi bowiem nieco zirytować przy bardziej dynamicznych prezentacjach muzyki rockowej (Ramstein, Nightwish).
Zaletą jest jednak doskonała średnica. Muzyka jazzowa (Pat Methany) brzmi doskonale, zaskakująco dobrze. Podobnie jest z muzyką popularną i chillout (Cafe del Mar).

Do jednej rzeczy przyczepić się jednak muszę. Stereofonia i lokalizacje. Wokale i rozbudowane plany bywają trochę “oderwane” przez co tracimy na odbiorze do którego przyzwyczajają nas dużo droższe modele tej i innych marek. Czasem miałem wrażenie że 10 centymetrowe odsunięcie głowy od centrum dźwięku “rozrywa go na kawałki” i burzy ogólny odbiór do tego stopnia że ucieka balans lewej i prawej strony zawsze na rzecz którejś z nich. “Chesky Records” i ich płyta testowa zdecydowanie to udowodniła. Da się z tym żyć a sprawę zniweluje centralne siedzenie przez sceną.


Jeśli więc skorzystasz z wysokiej jakości nośnika CD możesz liczyć na wysoką jakość i brzmienie wyjątkowo nie upierdliwe jak bywa w podobnych małych konstrukcjach konkurencji.

Gdyby “bebechy” tego urządzenia zostały wpakowane w dużą obudowę i nawet ten sam zestaw gniazd zostałby brzmieniem wysoko oceniony zaskakując purystów którzy twierdzą że taki mały klocek nie może dobrze zagrać.
Błąd koledzy, może.

By